Leśnik lato 2018

Po jakim czasie deszcz przestaje być zauważalny? Im szybciej przemoknę tym lepiej bo nie ma sensu się bronić.
Rozpoczęliśmy o ósmej w strugach deszczu i chłodzie, na trzech dystansach: 17, 34 i 51 kilometrów ale to minimum bo każde z nas dołoży coś od swojego gapiostwa.
Plan na ten start to regularnie jeść, często pić, nie dać ponieść się na podejściach i nie zabić na zbiegach. Wszyscy co wiedzą, piszą abym uważał bo ślisko no i się przejąłem tymi słowami...
Drewniane belki tworzące nawierzchnię leśnej drogi na stromym odcinku nie dają żadnej przyczepności - jak leśnicy po nich jeżdzą?!
Po dwóch górkach i 13 kilometrach pierwszy punkt kontrolny. Czerwony soczysty arbuz w tych okolicznościach wygląda jak z innego świata i podobni smakuje.
Kolejny cel to Pilsko, początkowo przez las, z czasem przez kosówkę a na samej górze już nic nie osłania od wiatru.
Facet który jest przede mną też nie celebruje najwyższego punktu trasy. Uciekamy w dół.
W miejscu gdzie króluje chłód, deszcz i wiatr stoi człowiek z dużym obiektywem. Nie pamiętam jego twarzy, za to słyszę "powodzenia" i czuję rękę na ramieniu gdy go mijam. To On, UltraLovers.
Ola, polubiłem błoto ,a nawet po dwóch szybkich glebach błoto polubiło mnie! Facet który jest przede mną z troską sprawdza czy żyję gdy z przekleństwem wykladam się na trasie. I jeszcze raz...
Niżej bloto znika i nareszcie mogę zbiegać swoim rytmem. Jeszcze tylko przeprawa przez rzekę po kolana w wodzie i zajadam się soczystym arbuzem przegryzając bananem.
W dalszą drogę ruszam najedzony ale z jednym kijkiem bo drugi się zdekompletował nie wiadomo kiedy...
Te siedemnaście kilometrów to huśtawka nastrojów... czy jestem taki już słaby a może to oni tacy mocni... brakuje mi tego jednego kijka, widać to gdy tych dwóch z mija mnie pod górę.
Na zbiegach odrabiam straty, a im stromiej tym uciekam dalej i na punkcie przy rzece melduję się przed nimi
Zostało jakieś 9 kilometrów do mety. Ostatnie podejście potrafi zniechęcić do życia największego optymistę już od samego spojrzenia w górę. Niekończące się COŚ.
Ta góra jest jak bezsenna noc, wiesz że kiedyś się skończy ale rano nie poczujesz się lepiej. Wysysa energię w tempie z jakim wypijasz tą resztkę wody która się kończy...
Nasłuchuję odgłosów z tyłu patrząc nie dalej jak 30 metrów przed siebie. Nie odwracam się z obawą że znowu mnie dojdzie. Bo i co to da? Szybciej już nie pójdę. Glina, ślizgam się tracąc cenne centymetry...
Mijam faceta, który walczy już tylko ze sobą. Na jego dystansie po tylu godzinach musi być ostatni. Opiera się na kijach i ciężko oddycha ale humor go nie opuszcza .Po dłuższej chwili sprawdzam czy idzie. Idzie a za nim nikogo.
Gdy dotrę do przełamania to już prawie z górki, to już prawie w domu. Ten drewniany krzyż na skraju polany to dziwny widok. Jakby świadectwo powrotu do żywych a zarazem przestroga.
Zanim wbiegnę znów do lasu sprawdzam i już jestem niemal pewny że pozostało tylko dobiec te pięć kilometrów w tym cztery w dól.
Mijam schronisko na hali. Z tego wiejsca trasa idzie w lewo i w dół, tylko w dół. Krisu!! - słyszę głos Marioli (!) To w tym miejscu rok temu kibice kierowali mnie we właściwą stronę
Trochę niżej track w zegarku pokazuje w lewo a taśmy prosto. Głupieję. I tym razem mam szczęście spotykając spacerującą parę.
Na mecie jestem po 8 godzinach i 3 minutach. Jak zwykle czeka Padre z piwem i ci, którym wcześniej udało sie już dotrzeć.
Darek, dziękuję za zdjęcie z mety!
Fajnie jest pogadać przy stole z Tymi Dwoma. Dzięki Marek i Jerzy!
Dziekuję Wam Harpaganki i Harpagany za to co przed, w trakcie i po biegu pisaliście
Powiązane informacje












DZIĘKUJEMY, ŻE CO ROKU JESTEŚCIE Z NAMI I TO DZIĘKI WAM... [więcej]



















Zimowa edycja Janosika na dystansie 45 km tak nas urzekła,... [więcej]








Wspaniała trasa z widokiem na Beskid Śląsk,... [więcej]



















Kto kocha ekstremalne wyczyny ??? Kto... [więcej]











Może jeszcze chwilę uda się pospać, te pół... [więcej]





























