Moja pierwsza 40ka. Brzmi jak urodziny?

Zacząłem trochę przypadkiem, rok temu na cyklu Perły Małopolskie, ale nie biegowo jeszcze na Nordic Walking. 6 naszych pięknych parków narodowych dało w kość, ale i ukazało piękno, to dało do myślenia i pierwsze biegi rozpocząłem już jesienią (klimatyczny Bieg o Złotą Szyszkę i bardzo trudny PółLeśnik zima). Gdy emocje opadły, a siły zostały podreperowane, nasz ultras Kris wyskoczył z Ultramaratonem Jaga-Kora, co to jest pomyślałem, podpytałem, posprawdzałem i co zapisany a po 2 tyg. bicia się z myślami opłata za bieg. Klamka zapadła. Przyszła prawdziwa zima, bieganie w górach odłożone na wiosnę, zresztą gdzie tam maj, a tu przeleciało nie wiem kiedy, przygotowania były za krótkie, ale cóż, zapisane, zapłacone trzeba powalczyć, no bo ja nie dam rady?! Miesiąc wcześniej udało mi się namówić żonę na wspólny wyjazd, choć termin miała zaklepany od lutego, ale nie bez zgrzytów - co ja tam będę robić tyle godzin! Jeszcze wieczornie przed biegiem było ostro, ale świt przywitał nowym wyzwaniem.
Śniadanko z Agą i Pawłem (dzięki za wsparcie), wyszykowanie się i heja na start, autokarem z Krisem i Pawłem, humory dopisują, rozgrzewka i chodu, stawka poszła, mówię sobie nie szarżuj, biegnę swoje, Krisa już dawno nie ma pomknął, w oddali widzę Pawła plecy, wyprzedzają mnie, trudno, rób swoje, górka skromna, ale ciągnie się kilometrami, to podbieg to marsz na stromym odcinku, atmosfera fajna zagaduje współtowarzyszy niedoli, jest wesoło.
W końcu szczyt i z góry, ale błoto nie pozwala rozwinąć skrzydeł, każdy krok musi być uważny, zleciało szybko, nawet nie wiem kiedy, zakręt a tu asfalt truchtam, inni też potem idą, dlaczego? skoro ja daję rade biec? ale nie przesadzam, nie ma jeszcze półmetka. I koniec asfaltu, ale od razu mocno w górę i błoto, zbieg a tam grupa wspierająca Ada, Aga i Iro - fotki, dwa słowa i dalej, zaraz zaraz a całus? wracam, cmokam i dawaj dalej, To już 24km jest dobrze, ale lekki podbieg sygnalizuje zastojem w nogach, maszerujemy, chłopaki zza samochodu kamerują, dawaj biegniemy z wygłupami, nakręcone, można dalej iść, jest koniec i mocno w dół, powoli rozkręcamy zastane marszem nogi coraz szybciej, szybciej w dół, zwolnienie, zakręty i punkt wsparcia, ale co to ognisko gitara, kiełbaski, śpiewy, fajnie, ale to nie dla nas, i zupa i ziemniaczki pieczone, ogórki, ale jak to przełknąć?
Podchodzi 100-kilometrowiec bierze zupę wypija, ooo dobrze wiedzieć na zaś. Ja tylko kolejny żel, izo i dalej. Zaczyna się mozolne podejście, wspieram się kijami nawet mi idzie, mijam kilka osób, ale bez rewelacji, a jest i szczyt wąska ścieżka biegnę, a tu skurcze łapią, idę, znów próbuje znów idę, ale nikt mnie nie wyprzedza, dobra dajemy długim krokiem, o jest grupa mieszanych dystansów, i poszli dalej, znów biegnę, da się? no da. Jest ostatni punkt, ale tylko woda i resztki coli, nie chcę, ale biorę co mają.
Jeszcze jedna hopka i w dół, mówili będzie błotniście, zaczyna się błoto i woda, biegniemy, szukamy, żeby nie wpaść głębiej niż but, ślizgamy się i coraz bardziej w dół buty ślizgają się jak na łyżwach, byle do przodu, a tu rynna błotna i nie ma innej drogi jak w błocku po kostki, jak tu biec?! Ostrożnie stawiam kroki, ale obok przebiega gość jakby nigdy nic, czyli da się ale to ostatnie km, ale rozsądek mówi, ostrożnie, żeby dobiec nie uszkodzonym, uff koniec rynny, buty ciężkie od błota, ciężko otrzepać, biegnę, znów skurcze, idę kawałek rozciągam nogi, to przecież 38km, zbiegam, słyszę spikera z mety, no to dają ale bez przesady trzeba dotrwać jeszcze dwa, już się wypłaszacza a domów dalej nie ma, są kibice krzyczą, że już niedaleko, nogi sztywnieją ale jest asfalt, dam radę, jeszcze dwa zakręty, jeden widzę naszych, krzyczą no to finisz, daję na maxa, ręce z kijami w górę i metaaaaaaaaaaaa, koniec biegu, medal, ale jak to juz? nie padłem, nie czuje zmęczenia i co 40-tka za mna??? Tak tak była, 10 lat temu hehe a teraz inna, biegowa. Prawda dociera do mnie, jest radość, dzielę się nią z Harpaganami i znajomymi. Jesteście super! I co dalej? Zobaczymy jest tu i teraz potem pomyślę. Bieg i wyjazd dedykuję mojej Żonie, że zobaczyła, że daje radę coś więcej niż półmaraton. Wielki podziękowania dla niej za jej wsparcie i że była ze mną na pierwszym moim tak wielokilometrowym wyzwaniu.
Powiązane informacje































DZIĘKUJEMY, ŻE CO ROKU JESTEŚCIE Z NAMI I TO DZIĘKI WAM... [więcej]



















Zimowa edycja Janosika na dystansie 45 km tak nas urzekła,... [więcej]









Wspaniała trasa z widokiem na Beskid Śląsk,... [więcej]



















Kto kocha ekstremalne wyczyny ??? Kto... [więcej]











Może jeszcze chwilę uda się pospać, te pół... [więcej]








